Strony

piątek, 23 marca 2018

od Dirka cd. Winony

Tym, co trwało przez jedną krótką chwilę w kuchni wypełnionej po brzegi uszastymi stworzeniami był pełen przerażenia bezruch. Skrzaty wybałuszyły i tak już ogromne oczy i wlepiły przerażone spojrzenia w mówczynię. Potem nagle skrzat stojący na chybotliwym trójnogu pisnął i schował się pod stół. Para kolejnych usiłowała wcisnąć się pod szafę z przyprawami, ale przeszkodziły im w tym duże głowy. Powietrze wypełniły brzęk upadających miedzianych garnków i rozbijanych z paniki talerzy. Skrzat w czapce kucharza, ściągnął ją z głowy i zaczął żuć, kołysząc się w przód i w tył. Wielkookie stworzenie biegało po kuchni, piszcząc. Wreszcie w stronę Winony i Dirka poleciał talerz i rozbiłby się na twarzy Gently’ego, gdyby dziewczyna w ostatnim momencie nie pociągnęła go w dół.
-Dość! - Głos wybrzmiał niespodziewanie głośno w harmidrze, choć wciąż drżał leciutko, słychać w nim było determinację. A może . Nagle wszystko ustało i znów przestraszone spojrzenia skierowały się w stronę Winony. Ze swoimi krótkimi rudymi lokami i zmarszczonym czołem Winona przypominała chmurę gradową. Jej towarzysz zacisnąwszy usta wodził niepewnym spojrzeniem od niej do skrzatów. Czy zamierza go rzucić tym małym trwożliwym potworkom jako ofiarę przebłagalną? Sądząc po jej minie pomysł nie wydawał się całkiem absurdalny. Czy ostatnio czymś ją zdenerwował?
-Chcemy pomóc, ale najpierw musicie powiedzieć nam wszystko, co wiecie. Bez tego… - Zawiesiła głos – jak podejrzewał Dirk – w celu zbudowania napięcia.
Zaczynał podejrzewać, że prośba będzie już zawsze unosić się w próżni, bez odzewu, ale wtedy skrzat jedzący wcześniej czapkę kucharza zaczął zsuwać się ślamazarnie z żeliwnego stołka. Chwilę macał stopami podłogę, aż wreszcie poczłapał do dwójki młodych czarodziejów i zadarł głowę, by móc obrzucić ich pełnym wyrzutu spojrzeniem. Teraz dopiero można było zauważyć, że czapka jest w istocie kapturem, który łącząc się na plecach tworzył szarą wysłużoną szmatę. Teraz błysk w wodnistych był znakiem zdecydowania, czy może czegoś na kształt postanowienia.
-To coś – oznajmił z namaszczeniem Winona i Dirk pochylili się w jego stronę. – To coś… zjada skrzaty.
Czarodzieje spojrzeli po sobie, chłopak ze zmarszczonymi brwiami i miną zdradzającą gonitwę myśli. Czuł pulsowanie w skroniach. Skrzat szarpał nerwowo czapkę kucharską.
-Skrzypłocz nie powinien o tym mówić. Skrzypłocz ogromnie cieszy się móc przebywać w zamku.
-Do sedna, proszę – jęknął Dirk, za co otrzymał kuksańca.
-Skrzypłocz żyje zbyt krótko, by wiedzieć, ale Skrzypłocz słyszał historie. Tak, słyszał. O bardzo bardzo starym czymś, które jeszcze przed Isolt Sayre czarodziej zamknął w jaskini. W jaskini zapadł się sufit, ale potem przyszła Isolt Sayre i założyła szkołę. – Zagryzł usta, intensywnie myśląc nad kolejnymi słowami. – Jest duża i mała jednocześnie. Raz włochata, a zaraz gładka jak szkło.
Dirk zachłysnął się powietrzem.
-Isolt Sayre?!
-Co jest z tobą nie tak? Wiemy, że to zmiennokształtny – ostatnie słowa Winona skierowała  do skrzata z czapką, którą miętosił teraz niemiłosiernie.
-Ale Skrzypłocz widzi, że błądzicie w ciemnościach, czy pytalibyście Skrzypłocza, gdyby było inaczej? – Zamrugał, przyglądając się wyczekiwanie wypisanym na twarzy czarodziejów, jakby dopiero wpadł na to, czego od niego oczekują. – Wy szukacie Przyczajacza.


Korytarz był bardziej niż zwykle przepełniony uczniami. Co chwilę ocierali się o siebie i przekrzykiwali. Ktoś wołał znajomego z drugiego końca korytarza. Powietrze przesycone było energią i – mimo płatów śniegu na zgniłozielonej trawie – przepełnione wiosenną świeżością. Nawet duchy wydawały się być mniej bezbarwne niż zwykle. Ponad gwar rozmów wybijał się jeden temat – bal wiosenny.
Dirk czynił heroiczne wysiłki, żeby o nim zapomnieć. Powód było kilka – zdecydowanie nie przepadał za tłumami, a już szczególnie nie pojmował radości z jaką przepoceni czarodzieje znajdują w skakaniu obok siebie – czy też wręcz na sobie – w takt dudniącego łomotu, który ciężko w ogóle nazwać muzyką. Raz miał wątpliwą przyjemność uczestniczenia w tego rodzaju zabawie. Było to głośne, gorące i przepełnione zapachem ciał doświadczenie. W dodatku włożono mu na głowę zaczarowaną koronę, a na ramiona różowe futro. Chociaż nie, pomyślał, futro było moje.
Wreszcie, wbiegając po schodach, udało mu się wyrwać z tłumu. Stawał na ostatnim stopniu, kiedy kostka u nogi wykręciła mu się pod dziwnym kątem i do wtóru jęku, uderzył brzuchem w barierkę. Mroczki zatańczyły Dirkowi przed oczami wraz z rozmaitymi przekleństwami, których mógłby wykrzyczeć. Jednak, kiedy odzyskał ostrość widzenia, spojrzał na wprost siebie, to znaczy na posadzkę kilka pięter niżej.
W pierwszym odruchu chciał odsunąć się z wrzaskiem od poręczy, ale wtedy dostrzegł dwie małe postacie na sąsiedniej klatce schodowej. Gently skulił się, nie chcąc wyjść na podglądacza.
-Proszę cię. – poprosiła jedna z postaci. Dirk rozpoznał ten głos, bo słyszał go na lekcjach niemal codziennie. Należał do Anthony’ego Welcha, bardzo głośnego, ale raczej przyjaźnie nastawionego do wszystkich czarodzieja.
Druga osoba wydała z siebie donośne westchnienie i zrobiła krok do tyłu, ale zaraz jakby się rozmyśliła i spojrzała niepewnie na rozmówcę.
-Dobrze, niech ci będzie – pójdę z tobą na bal. – odparła wreszcie dziewczyna. Odwróciła się na pięcie i uciekła, potykając o własną szatę. Anthony odczuwał najwyraźniej szok, bo chwilę stał w bezruchu patrząc w miejsce, gdzie zniknęła, ale chwilę później odszedł i on. Na schodach pozostał Dirk z mdłościami i jednym mroźnym słowem: bal.


Drzwi skrzypnęły okrutnie, kiedy chłopak popchnął je i wkroczył do biblioteki. Normand Parrish zmierzył go spojrzeniem pełnym szczerego cierpienia.
-Panie Gently.
Dirk jedynie uśmiechnął się w odpowiedzi – szeroko i radośnie. Zagłębił się w regały, cudem unikając zderzenia z książkami wracającymi na swoje miejsca na półki. Przy stoliku, który minął zasnęło trzech uczniów i zaczął się zastanawiać, czy to skutek zmęczenia, czy jakiś osobliwy czar rzucony na bibliotekę, którego ofiarą padnie zupełnie przypadkiem również on, gdy będzie uczył się historii magii.
Najpierw usłyszał Winonę, a dopiero potem zobaczył. Deklamowała bogatą wiązankę epitetów wartościujących pod adresem zbiorów bibliotecznych. Dirk z półuśmiechem wychynął zza regału.
-Szorowałabyś stajnie testrali przez miesiąc, gdyby Parrish usłyszał twoje słowa, młoda damo. – powiedział beznadziejnie imitowanym  głosem starszej osoby. Winona obdarzyła go lekko poirytowanym spojrzeniem.
-Niczego nie mogę znaleźć. – wyjaśniła, machając niedbale ręką w stronę sterty książek piętrzącej się na podłodze. – Tylko zmarnowanego pergaminu i wszędzie piszą jedynie, że potrafi się doskonale kryć i może być bardzo niebezpieczny.
Chłopak zmarszczył brwi i zerknął Winonie przez ramię.
-Może jest jakiś rysunek?
Wzruszyła ramionami.
-Jak dotąd nie natknęłam się na żaden bardziej szczegółowy opis niż to. – uniosła trzymaną w ręce książce w skórzanej oprawie. – Zostało jeszcze parę działów do przejrzenia.
Poczucie misji skłoniło Dirka do przytaknięcia i wsparcia Winony w przekopywaniu się przez chore ilości pożółkłego pergaminu. Dział, w którym się znajdowali, nie mógł być szczególnie często odwiedzany, bo na opasłych woluminach zaległa gruba warstewka kurzu.
Wertując stronice, Gently natrafił na spory kleks, ślad po nieuważnych machnięciu pióra. Z zamyśleniem przejechał po nim kciukiem. Atrament wsiąkł w pergamin i zaschnął wiele lat temu, papier w tym miejscu był lekko pofalowany. Kształt kleksa przypominał Dirkowi coś jak dzwonek, albo może raczej sukienkę.
Podniósł wzrok na Winonę. W nagłym olśnieniu zmrużył oczy, przekrzywił głowę i otworzył usta, ale zawiesił się, nie bardzo pewien, jakie pytanie tak właściwie powinien zadać.
-Jesteś miła. – stwierdził w końcu. Winona podniosła na niego wzrok, w którym kryło się bezgraniczne zdumienie. Dirk zamrugał. Czy zdążył już powiedzieć coś nie tak? Chyba tak? Być może? 
-Chciałabyś – zaczął znowu, ale zmarszczył brwi i spróbował jeszcze raz. – Czy sprawiłoby ci przyjemność spędzenie ze mną czasu na balu?
-Czy ty mnie właśnie zaprosiłeś? – zapytała Winona po chwili absolutnej ciszy.
-Chyba tak.

<Winona? :V >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz