Strony

sobota, 24 marca 2018

Od Winony CD Dirka

Zanim Winona zrozumiała, że w wieczór zabawy najlepiej siedzieć w pustym dormitorium i usiłować zasnąć mimo trzęsącego się w posadach zamku, marzyła o zaproszeniu na bal. Była to głupia wizja dwunastoletniej dziewczynki, która nie rozumiała jeszcze, że jej specyficzne zachowanie i niezbyt pochlebna reputacja skutecznie odstraszą wszystkich potencjalnych partnerów do tańca.
Wszystkich poza Dirkiem.
Winona uniosła wysoko brwi i zamrugała kilka razy zdezorientowana. Cofnęła się nieco, po czym zmierzyła chłopaka wzrokiem jakby sprawdzając czy nic w jego wyglądzie nie wskazuje przypadkiem na postradanie zmysłów. Poza tym że był kompletnie blady i zdziwiony chyba w tym samym stopniu co ona, wyglądał raczej normalnie.
- Mówisz poważnie? - zapytała Winona wciąż nie mogąc uwierzyć własnym uszom.
Dirk pokiwał twierdząco głową.
- Dobrze - rzuciła jakby od niechcenia i na powrót zatopiła się w lekturze. To znaczy chciała się zatopić, ale jej myśli odpłynęły już w zupełnie innym kierunku. Wydostały się przez szparę w drzwiach biblioteki i pognały korytarzem. Wspięły się po stromych stopniach, omiotły kilkoro idących donikąd uczniów, aż w końcu dotarły do dormitorium i wślizgnęły w wnętrzności starego kufra stojącego pod łóżkiem Winony. Kufra na którego dnie leżał jej obecnie największy problem. Jej sukienka.
.

Dzień balu, dokładnie 18:56. Winona stała przed lustrem w opustoszałym już dormitorium i zastanawiała się jak właściwie doszło do tego, że wyglądała tak jak wyglądała. Może to przez eksperymenty z niebieską sukienką, którą matka przysłała jej w wakacje i która początkowo zwierała zdecydowanie za dużo koronek i wstążek. Winona postanowiła się ich pozbyć, przez co musiała powiększyć dekolt, zredukować rękawy do wąskich tasiemek zawieszonych na kościstych ramionach oraz skrócić całą sukienkę, tak że ledwo zakrywała jej kolana. Zabiegów tych nie przeprowadziła jednak pewna ręka i jasne było już na pierwszy rzut oka, że pierwotnie strój wyglądał zupełnie inaczej. Tę niekontrolowaną katastrofę dopełniały włosy, które kręciły się bardziej niż zwykle, a także zbyt mocno podkreślone kredką, oczy.
Ostatecznie jednak - jak to każda nastolatka - Winona stwierdziła, że w tym wszystkim najgorsza jest tak naprawdę jej twarz i cała sylwetka i lepiej by było chyba od razu skoczyć z okna oszczędzając innym uczniom wątpliwej przyjemności patrzenia na nią podczas balu. Nagle coś uderzyło w szybę. Winona myślała, że zaraz zobaczy zdezorientowaną sowę awanturującą się o zamknięty kanał komunikacyjny, ale zamiast tego jej oczom ukazał się skrzat z czapką kucharską na głowie, który przeklinał co sił, rozmasowując sobie czoło.
Winona podeszła do okna i otworzyła je szybkim gestem. 
- Głupi uczniowie! Głupie kobiety! Żeby zamykać się w taki ładny wieczór! Szybo, ty mugolski pomiocie! - wrzasnęło stworzenie wymachując zaciśniętą pięścią.
- Co ty tu robisz? - zapytała poważnie zdziwiona Winona.
- No jak to co Skrzypłocz robi? Jak to co? Nie widać? - denerwował się skrzat.
- Nie, nie do końca.
- Oczywiście, bo jak już Skrzypłocz robi coś dobrego to od razu wszyscy ślepi - oburzyło się stworzenie. - Skrzypłocz umyj patelnie, Skrzypłocz upiecz ciasto, Skrzypłocz zanieś profesor Chadwick kawę. I Skrzypłocz robi co mu mówią, a później i tak narzekają, że Skrzypłocz to skończony leń, zakuta pała, dwie lewe ręce, matka ogr, syn szlama.
- Dobrze, dobrze, spokojnie. - Winona starała się opanować szalejącego ze złości skrzata. - Po prostu powiedz o co chodzi.
- Skrzypłocz znalazł rzeczy Przyczajacza.
Winona otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Ale gdzie?
Skrzat uniósł koślawy palec do góry.
- Na dachu.
.

Czy w momencie podejmowania decyzji Winona zdawała sobie sprawę, że Dirk czeka na nią zniecierpliwiony w Holu?
Nie. Zapomniała o tym.
Czy w momencie podejmowania decyzji była świadoma zagrożeń jakie decyzja ta z sobą niosła? 
Zupełnie nie.
Czy w momencie podejmowania decyzji w ogóle myślała trzeźwo?
Ani trochę.
Jedyna rozsądna decyzja dotyczyła włożenia pary butów do torebki, którą następnie przewiesiła przez ramię. Chwilę później Winona wyszła już na dach przez okno mansardy i na bosaka podążyła za Skrzypłoczem. Skrzat był ewidentnie bardzo dumny, że jego znalezisko tak poruszyło dziewczyną.
- To daleko? - zapytała nagle kurczowo trzymając się parapetu okna.
- Nie, gdzie. Zaraz będziemy na miejscu.
To "zaraz" trwało prawie dwadzieścia minut i polegało na schodzeniu po specjalnych drabinach zamontowanych zapewne całkiem niedawno przez woźnego oraz próbie utrzymania równowagi kiedy przechodzili niedaleko brzegu dachu. Serce Winony zachowywało się tak jakby miało zaraz wyskoczyć jej z piersi. 
Ostatecznie trafili w okolice zachodniej wieży i wówczas dziewczyna to zobaczyła. Porozrywane na strzępy ciała skrzatów walały się tu i ówdzie, a niebieskie dachówki pokrywała warstwa zaschniętej krwi. Winona poczuła, że zbiera jej się na wymioty.
- Nauczyciele byli tu godzinę temu. Skrzypłocz podsłuchał rozmowę. - W oczach skrzata pojawiło się przerażenie. - To rzeczy Przyczajacza.
Winona podeszła bliżej i zobaczyła, że na ścianie wieży widnieje jakiś ciemny runiczny napis.
- Co to oznacza?
- A co Skrzypłocz jest ekspertem? Od kiedy? 
Winona stała chwilę bez ruchu usiłując zapamiętać wszystkie symbole by móc je później przy okazji przetłumaczyć. 
- Myślę, że możemy iść - powiedziała po chwili.
- I co Skrzypłocz jest najlepszy prawda? Skrzypłocz szybko znajduje poszlaki nie co ten...
- Dirk! - krzyknęła nagle Winona przypomniawszy sobie o nim.
- Tak, tak ten Dkirk, Krid, Drk... - usiłował wykrztusić skrzat wciąż przekręcając imię chłopaka. - No ten złodziej! Ten pożeracz babeczek dyniowych.
Winona nie słuchała go jednak dłużej tylko popędziła ku drabinie prowadzącej na dach Holu. Niestety kiedy już się tam znalazła nie potrafiła odszukać wzrokiem kolejnej tym razem umożliwiającej zejście na ziemię. Dziewczyna biegała zdesperowana wzdłuż krawędzi i wówczas go zobaczyła.
Około piętnaście metrów niżej - a może nawet i więcej - rozmawiała grupka uczniów w odświętnych strojach. Śmiali się, dyskutowali o czymś zażarcie, a wśród nich stał nie kto inny jak Dirk Gently.
Winonę wmurowało. Musiała się szybko dostać na ziemię, teraz, zaraz, nim ktokolwiek ją zobaczy łącznie z Dirkiem.
Wówczas odezwał się Skrzypłocz. Odezwał to nawet zbyt łagodnie powiedziane, bo w rzeczywistości skrzat rozdarł się na całe gardło.
- Dokirk Genotellyty! Ty babeczkowa świnio!
Wszyscy zaczęli rozglądać się zdziwieni łącznie z Dirkiem, którego fart chciał, że wzrok padł dokładnie we właściwie miejsce. Nawet z tak dużej odległości Winona dostrzegła jak na jej widok chłopakowi opadła szczęka i bynajmniej nie chodziło tu o strój, który miała na sobie.
- Ja cię dopadnę! Wybiję ci zęby moją chochlą! - krzyczał dalej Skrzypłocz mimo usilnych protestów Winony. Kilkanaście metrów poniżej ludzie zaczęli rozglądać się jeszcze bardziej gorączkowo niż wcześniej, ale nagle Dirk też coś wrzasnął i wszyscy mimowolnie spojrzeli wprost na niego. Ta szalona akcja trwał sporą chwilę kiedy to chłopak robił z siebie idiotę by nikt nie zobaczył jak ubrana w niebieską sukienkę dziewczyna stała na dachu Holu i z całej siły potrząsała skrzatem, który już na całe gardło śpiewał: "Udusić, podsmażyć, przyprawić do smaku, Dikrokok Gonttety będzie dziś jako przystawka do obiadu." 
Ostatecznie jednak skrzat rozpłynął się w powietrzu kiedy Winona wyjęła różdżkę.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą i podeszła do krawędzi dachu. Wiedziała, że jest tylko jedna droga na dół. 
Skoczyła.
.

Winona wyszła z krzaków niedaleko Holu i zaczęła otrzepywać się z ziemi i liści, które mimo złagodzenia upadku odpowiednim zaklęciem, przyczepiły się do jej ubrania. 
- Kobieto ty żyjesz! - powiedział Dirk pojawiając się tuż obok dziewczyny.
Winona wiedziała, że wygląda nader żałośnie w swojej śmiesznej kreacji uzupełnianej teraz licznymi siniakami i otarciami, których nabawiła się podczas łażenia po dachu. Grupka mijających ich uczennic zmierzyła rudowłosą lodowatym wzrokiem, po czym wybuchnęła gromkim śmichem.
- Jestem żałosna - wyrzuciła Winona ocierając krew z rozciętego policzka.

<Dirk/Dokirk Genotellyty? :D >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz