sobota, 3 marca 2018

Isobel Reeve

Rogaty wąż

Czysta krew

16 lat

6 rocznik

Orka

Szpon hipogryfa || Jesion || 14 i 1/4 cala

Eliksiry || Zielarstwo || Astronomia || Numerologia || Zaklęcia i uroki rozszerzone

✽✽✽

Isobel charakteryzuje drobna sylwetka i nieskazitelnie blada cera. Duże oczy, okolone ciemnymi rzęsami nadają jej wygląd porcelanowej laleczki. Gęste blond loki dopełniają tego obrazu. Z pozoru jest cichą, wymarzoną wręcz uczennicą, która wykona wszystko bez żadnych pytań w idealny sposób. Cóż, jakżeby was wyprowadzić z błędu... Pozory mylą. Rzeczywiście jest dość małomówna, woli zacząć od obserwacji otoczenia. Nie wychyla się. Z początku. Wystarczy jednak niewiele czasu, zanim się otworzy. Wychodzi wówczas na światło dzienne jej temperament. Jest niesamowicie wytrwała, stanowcza i uparta. Niemal niemożliwe jest nakłonienie jej do zmiany swojego punktu widzenia. Równie trudne jest wybicie z jej głowy pomysłu, który już tam zakiełkował. Jest szczera, przez co jej kontakty z innymi są utrudnione. Szczerość, choć uznawana za cechę dobrą, jest jedną z jej największych wad. Często powie coś nietaktownego, z czego sprawę zda sobie dopiero później. Dodatkowo uznaje się ją za arogancką, bo zdarza jej się traktować innych z góry. Pod pewnymi względami nie ma nic przeciwko samotności, jednak na dłuższą metę jest to dla niej problem. Wychowała się w domu z młodszą siostrą oraz bratem, którzy zazwyczaj nie pozwalali na ciszę dłuższą niż kilkuminutową. Isobel wyczuwa w ciszy niekiedy coś zbyt głębokiego i przejmującego, żeby dalej to kontemplować. Zazwyczaj jest to także moment, w którym z własnej inicjatywy wychodzi do ludzi. Przysłuchuje się wtedy różnym ludziom, ale sama nie zaczyna rozmowy. Chętnie ją poprowadzi, ale nigdy nie zaczyna się ona z jej inicjatywy. Zazwyczaj zachowuje podstawową kulturę osobistą, jednak zdarza jej się być chamskim. Szczególnie irytuje się na osoby, które nie zgadzają się z jej zdaniem. Nigdy nie posunęłaby się do rękoczynów, ale dyskusja może stać się bardzo zawzięta. Zdarza jej się zapominać, iż starszym osobom należy się więcej szacunku. Na jej szacunek trzeba sobie zapracować, niezależnie od wieku. W nowych miejscach zaczyna zazwyczaj z reputacją czarującej, bystrej uczennicy. Jest to po części prawdą, bo jest niesamowicie inteligentna, chociaż zdarzają się też tematy, które kompletnie jej nie interesują. Gwiazdy zawsze ją fascynowały, chętnie zgłębiała ich tajemnice. To samo tyczy się także eliksirów oraz uroków. Nie widzi za to żadnego sensu w zgłębianiu tajników wróżbiarstwa. Uważa, że przyszłość owszem jest z góry przesądzona, ale nie ma najmniejszego interesu w jej poznaniu. Niektóre rzeczy powinny pozostać nieodkryte. Isobel miała niegdyś ambicje, żeby grać w Quidditcha. Minęło jej, kiedy okazało się, że zupełnie nie ma do tego talentu. Porażka w jakiejkolwiek dziedzinie jest dla niej trudna, ale z tą zdążyła się pogodzić. W dalszym ciągu obserwuje wszelkie mecze na skalę szkolną lub światową. Po opisie jej charakteru można by stwierdzić, że interesuje ją Czarna Magia. Otóż... Nie. Jej stosunek do Czarnej Magii jest w pełni neutralny, chętnie zgłębiła by niektóre jej aspekty, chociaż nie ciągnie jej do niej jakoś szczególnie. Chodzenie na skróty nieco ją irytuje, chociaż sama czasem ułatwia sobie życie w ten czy inny sposób. Nie jest odważna, woli sprawdzone metody działań. Sama uważa się za roztropną, chociaż niektórzy uznaliby to za zwyczajne tchórzostwo. Uwielbia czerń. Na pacu zawsze nosi pierścień z dużym czarnym kamieniem. Nie ma on jakiegoś głębszego znaczenia, dziewczyna zwyczajnie lubi jego wygląd. Kiedy nie musi nosić mundurka szkolnego, zazwyczaj również ubiera się na czarno. Chociaż często można ją zobaczyć w spódnicy i makijażu, niektórych swoich kobiecych aspektów zwyczajnie nie podkreśla. Ma małe piersi, których sobie nie powiększa w żaden sposób, a jej loki nigdy nie sięgają za obojczyki. Zazwyczaj bezwzględnie ścina je sobie samodzielnie kilka centymetrów za brodą. Nie układa ich jakoś szczególnie, ale i tak prezentują się wyjątkowo dobrze. Isobel nie przepada za zwierzętami, chociaż jej młodsze namówiło ją do nabycia sowy. Ich relacja polega na okazjonalnym poleceniu odnośnie dostarczenia jakiegoś listu.

✽✽✽

piątek, 2 marca 2018

Iris Syriner

Follow your heart, but take your brain with you.

 

Iris Syriner 
1.04 | Szóstoroczna | Wilk | Pół Krwi
Jałowiec | Szpon Hipogryfa | 11 cali

*
Zabierz mnie z tego miejsca
Po prostu, naprawdę nie mogę zostać
Łzy spływają po mojej twarzy
Czuje się zimniejsza każdego dnia.
Wiem, że chcą mnie na swój sposób
Odejdę, będzie okay
Po prostu potrzebuję trochę pieprzonej przestrzeni
Idąc czuję, że mnie nienawidzą
Chce umrzeć ponieważ chce się wykazać
Chce płakać, czuję się niepoczytalna
Jestem na haju, ale nie mogę uciec
Pokochają mnie jeśli się zmienię?
Jestem zagubiona, jestem spóźniona
                                            ~Twoja XXX

*
W Paszczy Lwa

Mała  dziewczynka biegła  przez ulice Pokątną w poszukiwaniu jakiejkolwiek pomocy. Jej zapłakane zielone oczy mieniły się jak szmaragdy, a krótkie blond włosy, smagał lekki powiew wiatru. Krzyczała, błagała, ale każdy mijał ją szerokim łukiem. Nieświadoma, wbiegła na tereny Śmiertelnego Nokturnu, gdzie chwilę później została złapana przez jednego z czarnoksiężników. Jej płacz był na tyle głośny, że usłyszały ją pobliskie szczury i sowy, atakując porywacza. Uciekła, ukrywając się w jednej z licznych uliczek. W małych rączkach kurczowo trzymała złoty łańcuszek w kształcie kluczyka, kuląc się za śmietnikiem.

Ratunek Przez Świergotnika

Tego właśnie dnia mała blondynka poznała Luis’a. Młody, wysoki chłopak wyprowadził zgubę z niebezpiecznej sfery. Jako jedyny zainteresował się samotnym dzieckiem. Kruczoczarne włosy mężczyzny niesfornie opadały mu na jedno oko. Oboje byli w tamtym momencie bez dachu nad głową. Iris była mądrą dziewczynką, znalazła na medalionie wybrzuszenia układające się w adres, ale był tam jeszcze jeden napis. ”Gringott”, wyraźnie wyryty na rączce klucza. Długo myślała nad tym, czy powinna prosić obcego o pomoc. Cała dygotała po wydarzeniach, jakie nie tak dawno miały miejsce w jej młodym życiu. W końcu przełamała swoją barierę, spytała co to Gringott.

Pieczara Długouszy

Bank Gringotta… Jedno z najbezpieczniejszych miejsc, ale na sam widok dużej ilości goblinów, ciarki przechodzą po ciele. Takie też odczucia miała malutka Iris. Cały czas trzymała za rączkę, nowo poznanego czarodzieja. Na miejscu przekazała kluczyk najwyżej położonemu stworowi i razem ruszyli do skarbca. Jak się okazało, rodzice zostawili córce cały swój majątek. Dziewczynka z pomocą Luis’a wypłaciła nie za duży worek monet. Tuż po wyjściu z nieprzyjemnego budynku, młody czarodziej chciał odejść. Zatrzymały go ciche słowa dziewczynki ,,Chodźmy do domu.”, wręczyła mu do ręki klucz, od razu łapiąc go za drugą.

Linia Życia Się Wydłuża

Mijały lata, a Irys wychowywana była przez Luis’a. Cały czas dziewczynka nazywała czarodzieja wujkiem i tak już pozostało. Uwielbiała zwierzęta, rozumiała je bez słów, przez co rano liczne ptaszyska osiadały na jej parapecie. Ceniła je bardziej od ludzi… czas zmienił ją na bardziej pyskatą. Nie dawała sobie wejść na głowę, a odzywki były godne dorosłego maga. Pamiętała cudowną magię ojca, która w tamtej chwili mało pasowała do jej charakterku. Choć zawsze jej piękno wprawiało Syrinerkę w zachwyt. W końcu nadeszły dni, gdy Iris zaczęła widzieć zwierzęta, których inni nie potrafili. Malowała je na płótnach, kartkach, a nawet ścianach swojego pokoju. Polubiła to zajęcie, z czasem cała jej sypialnia została zapełniona, a rysunki czasem ożywały. Jednak to nie dość dziwnych zdarzeń. Jej ojciec miał wiele wspaniałych umiejętności, które odziedziczyła dziewczynka. Magia wypełniała ciało blondynki, tworząc piękne zjawiska takie, jak szybkie rozkwitanie rośliny z nasion, gdy ta je trzymała. Do przyjaciół miała inne podejście, uśmiechała się i zachowywała jak normalna dziewczynka. Jednak, do tej pory nie jest niewinną kruszynką…

*
✯ Dziewczyna jest szczęśliwą posiadaczką małej szarej wiewiórki Kiki.
✯ Widziała śmierć swojego ojca, matki nie znała.
✯ Nosi naszyjnik w kształcie serca. „Czas odpowiedni on wybierze, sekret wielki odkryć chce. 
✯ Potrafi ożywiać obrazy i wszelkie rośliny.
✯ Wdała się w bójkę na drugim roku nauki.
✯ Dla każdego stara się być miła, dopóki nie trafisz na jej czarną listę.
✯ Uczulona na migdały i biały ser.
✯ Ogromny lęk wysokości narzucił jej wiele problemów.
✯ Nie potrafi pływać.
 ✯ Rozszerzyła astronomie, transmutacje, eliksiry i historie magii rozszerzonej.
✯ Wampus jest jej domem, mimo to jest bardzo śmiała i towarzyska.


*
„Od nikogo nie oczekuję kultury i wymuszanej uprzejmości. Szacunek otrzymają ode mnie tylko ci, którzy są wyluzowani i szczerzy. Nie boisz się powiedzieć swojego zdania? Już cię lubię. Czego najbardziej nie lubię? Lizusów, są jak bąble po źle uwarzonym eliksirze żywej śmierci. Tak, czasem jestem denerwująca i zawsze muszę mieć wszystko zrobione dobrze, zwłaszcza jak pracuję nad jakimś malowidłem. Do kujonów nie należę i raczej na długo to się nie zmieni.”

wtorek, 27 lutego 2018

Od Winony

- Co ty tutaj znowu robisz? - Wyniosły głos Parrisha rozbrzmiewa tuż za moimi plecami. - Zmiataj na śniadanie. No już. 
Jest poniedziałek. Kolejny. Świeci cudowne słońce, więc większość uczniów wyległa na zewnątrz by zaczerpnąć trochę świeżego powietrza i rozprostować zastałe wciągu zimy, kości. Przez jedno z okien w dormitorium można zobaczyć jak zbierają się w grupki i zajadając porwane z jadalni kanapki, depczą po resztkach śniegu. 
Nie zamierzam do nich dołączyć. Nie zrobiłabym tego nawet gdyby dzisiejszy dzień zaczął się pomyślniej. Gdybym nie założyła w pierwszym odruchu swetra na lewą stronę, co oczywiście przynosi pecha. Postanowiłam więc ograniczyć kontakt z ludźmi do absolutnego minimum. W końcu nie chcę kusić losu. Zrezygnowałam z porannego posiłku i zaszyłam się w najciemniejszym kącie pustej o tej porze dnia, biblioteki. No dobra, nie tak znowu pustej. 
Odwracam się powoli i nawiązuję kontakt wzrokowy z wyraźnie poirytowanym Parrishem. Brwi ma zmarszczone, a usta wygięte w dziwnym grymasie. 
- Pan też nie poszedł na śniadanie. W sumie, chyba jeszcze nigdy nie widziałam pana w jadalni o tej porze - odpowiadam zgodnie z prawdą. 
- To co robię jest moją sprawą, nie rozumiesz? - Porusza śmiesznie wąsem i poprawia marynarkę. 
Wzdycham ciężko.
- Będę mieć dzisiaj naprawdę paskudny dzień, więc czy mógłby mi chociaż pan dać spokój? Niczego nie zniszczę, nie wypożyczę, po prostu sobie tu posiedzę. - Zmarszczka za czole Parrisha pogłębia się. - Proszę - dodaję szybko. 
- Masz piętnaście minut. Zrozumiano? 
- Wolałabym dłużej, ale pan tu rządzi. - Wzruszam ramionami i odwracam się do niego plecami by kontynuować robienie zapisków na przegubie. 
- I żebym więcej nie widział tu tego obrzydlistwa. - Dobrze wiem co ma na myśli 
- Jakoś Alison Johnson może przychodzić do biblioteki ze swoim żywym kotem, więc co panu przeszkadza słoik martwych owadów nie wydających żadnych dźwięków i nie mających kontaktu ze światem zewnętrznym. Nie to co ten futrzak. 
- Koniec dyskusji. Piętnaście minut. Pamiętaj. - Parrish odchodzi. 
Przewracam oczami i drapię się po karku, na którym znów pojawiła się wysypka. Jeszcze wczoraj nic tam nie było, więc pewnie pech zaczął już działać. 
Z biblioteki wychodzę zgodnie z umową i zaczynam przemykać przez najrzadziej zaludnione korytarze, ale i tak nie udaje mi uniknąć kilku przelotnych spojrzeń. Do klasy wchodzę jako jedna z pierwszych i zajmuję swoje zwykłe miejsce w jednym z rogów sali. Układam rzeczy starannie na blacie stołu, po czym wlepiam wzrok w trupy owadów starając się nie przejmować wypełniającą się systematycznie uczniami, klasą. 
- Wsiadłem na miotłę i już mnie więcej nie zobaczyli. Takie życie - Kiedy słyszę ten głos oraz salwy śmiechu, które rozbrzmiewają w momencie gdy milknie, czuję, że ciało napina mi się gotowe do ucieczki. Sama nie wiem na co liczyłam. Może, że niespodziewanie zachoruje albo urwie się z lekcji. Zwyczajnie w taki dzień jak dzisiaj wolałabym nie oglądać jego twarzy. W ogóle wolałabym jej nigdy nie oglądać. 
- Panowie i panie, żarty się skończyły. Bierzemy się do ciężkiej pracy. Otóż postanowiłem, że dzisiaj gonimy średnią ocen z mugoloznawstwa. - To Mottshead ze swoim zwykłym przywitaniem. 
- Czyli wpisze nam pan wszystkim po Wybitnym i możemy już sobie iść? - Znowu ten głos i śmiech jego publiki. 
- Najpierw musiałbym zobaczyć lepsze show niż podczas Dnia Mugola z tosterem, widelcem i paralizatorem. W tedy postawię nawet dwa Wybitne i wystąpię o Order Merlina dla ciebie, Prescott. - Profesor klaszcze w dłonie, po czym pisze coś na tablicy. 
Unoszę głowę i nasze spojrzenia się spotkają. Finnicka i moje. Po jego ustach błądzi jeszcze uśmiech przeznaczony dla Mottsheada, a w oczach tli się zawadiacki płomień. Mierzymy się chwilę wzrokiem, aż w końcu on odwraca głowę by odpowiedzieć jednemu ze swoich znajomych. Nienawidzę go. Jest zbyt idealny, zbyt nierzeczywisty. Jakby moje krzywe odbicie. On ma wszystko, a ja nic. 
Nic poza magią. 
Reszta lekcji oraz cała kolejna godzina należy chyba do najnudniejszych zajęć jakie Mottshead kiedykolwiek w życiu poprowadził. Zero czarów, sama teoria. Za piętnaście jedenasta, wszyscy zaczynają wylegać z klasy i ja również zbierałam się do wyjścia, kiedy słyszę coś co nie śniło mi się nawet w najśmielszych snach. 
- Prescott, Breckenridge, zostańcie chwilę. - Głos profesora odbija się donośnym echem w mojej głowie. Ostrożnie podchodzę do Mottsheada, który siedzi na brzegu biurka i staję obok Finnicka. 
- Możecie się czuć zaszczyceni, bo widzicie, właśnie dostaliście gigantyczną szansę na zaprezentowanie waszego talentu. Wspólnie przygotujecie prezentację o pojedynkach dla młodszych klas by zachęcić ich do nauki. No wiecie, omówicie rodzaje zaklęć, zaprezentujecie je. Na koniec dobrze było by jeszcze dorzucić wasze patronusy i jakąś przykładową walkę - oznajmia Mottshead głosem pełnym dumy. 
Czuję się jak sponiewierane zwłoki. 
- A to nie przypadkiem pana fucha, żeby "zachęcać" młodzież do nauki? - Finnick wydaje się równie poirytowany co ja. 
Żenujące. 
- Dobry argument, Prescott, ale ja mam chyba lepszy. Właśnie oceniłem waszą ostatnią pracę pisemną i oboje otrzymaliście po Trollu. Kolejnym już jeśli dobrze liczę. - Mottshead splata ręce na piersi. - Może wstawienie wam dwóch Wybitnych nie było by teraz takim kiepskim pomysłem, Prescott, ale mimo wszystko muszę mieć za co. Więc chcecie czy też nie to chyba jesteście skazani na swoje towarzystwo. Macie dokładnie tydzień i ruszamy w tournée. 
Oboje z Finnickiem milczymy, bo niby co mielibyśmy mu powiedzieć? Że w życiu nie słyszeliśmy większej bzdury? Że właśnie zamkną dwa bojowe psy w tej samej klatce? Nie, on sobie świetnie zdaje sprawę z całej sytuacji. Możemy więc już jedynie milczeć. 
- Będziecie sobie na mnie bluzgać ile chcecie, ale na korytarzu, bo śpieszę się na randkę. - Uśmiecha się po szelmowsku i praktycznie wypycha nas z klasy. 
- Z profesor Chadwick? - Finnick brzmi jakoś nieprzekonująco. 
- Nie będę ci wyrywać dziewczyny, Prescott. W końcu zaczniecie się znacznie częściej spotykać jeśli wasz projekt z pojedynkami nie wypali. Do jutra. - Mottshead chce już odejść, ale zatrzymuje się jakby czegoś zapomniał. - A i Breckenridge, następnym razem nie śpij na lekcji. Obrona przed czarną magią to nie tylko machanie różdżką. 
Mam wrażenie, że założenie swetra na drugą stronę nie było jedyną rzeczą, którą zrobiłam źle tego ranka. Lepiej chyba gdybym w ogóle się dzisiaj nie obudziła.

<Finnick? >