To nie tak że Francis uciekał. Po prostu nie powinno się być świadkiem niektórych rodzai kłótni szczególnie jeśli jest się jedynym facetem w towarzystwie. Przez ostatni tydzień Alma, Nora, Vera oraz Cyan rozmawiały wyłącznie o balu. Nie obyło się więc bez sporów która sukienka leży lepiej i która z dziewcząt zasługuje bardziej na Nolana, szkolnego amanta, a ponieważ Francis sam z siebie nigdy nie opowiadał się po żadnej ze stron sporu, przyjaciółki notorycznie pytały go o zdanie i starały się przekonać do własnych racji. W takich okolicznościach, Francis zmuszony był do wycofania się i przeczekania do czasu balu w najbezpieczniejszym towarzystwie z możliwych - tj. swoim własnym. Niestety Chester chyba nie zrozumiał jego manewru - najpewniej dlatego że o żadnym nie miał pojęcia, co jednak w oczach Francisa wcale go nie usprawiedliwiało - i wybrał sobie akurat ten moment by denerwować się o zwykłe głupstwa. W końcu Francis wcale nie zamierzał powiedzieć dyrektor Chadwick, że Chester handluje w szkole veritaserum i nie spodziewał się, że w związku z tym chłopak otrzyma miesięczny szlaban. Obstawiał już raczej zawieszenie w prawach ucznia na co najmniej dwa tygodnie.
- Ogarnij się, Wyndham - krzyknął Bill i z całej siły popchnął Francisa. - Pieprzony kabel.
- Moment, panowie po co ta agresja. - Francis uniósł ręce w uspokajającym geście, po czym spojrzał na Chestera, który uśmiechał się kpiąco. - Możemy porozmawiać jak dobrze wychowani ludzie i nie w obecności twoich psów? - powiedział wskazując na Billa oraz chłopaka z krzywym zgryzem. - Nie ukrywam, że było by wygodniej i istnieją nawet przesłanki, bardzo zresztą wyraźne, że dogadalibyśmy się oboje. Co ty na to Chester?
- Zamknij się! - Bill nie wyglądał na zadowolonego ze swojej nowej ksywki.
- Dobra - odezwał się chłodny i ostry jak brzytwa głos. Wszyscy spojrzeli w tym samym momencie na kościstego blondyna o dużych szarych oczach, w których inni to tylko mrówki istniejące jedynie po to by można je było rozgniatać. Chester wykrzywił usta w upiornym uśmiechu. - Pogadajmy.
Bill i chłopak z krzywym zgryzem zrozumieli, że czas się wycofać i bez słowa odeszli na bok.
- Wygląda na to... - zaczął Francis, ale Chester go wyprzedził.
- Nieźle sobie radzisz. Najpierw kłótnia z Finnickiem, teraz ze mną. Za chwilę nikt ci nie zostanie. - Francis zamarł na chwilę, słysząc słowa dawnego przyjaciela. Przyjaciela, tak. Przyjaciela do grobowej deski. Ale to było kiedyś. - W sumie szkoda - kontynuował Chester. - Dyrektorka skonfiskowała mi cały zapas veritaserum i już nie będę ci go mógł więcej sprzedawać. Co jak co, jednak nie sądziłem, że wydasz akurat mnie. Temu komu zawdzięczasz wszystkie informacje, które później upychasz Chadwick. Nie mam racji, Francis? - Uśmiech Chestera stał się jeszcze szerszy. - Przyznaj się, ilu osobom podałeś już veritaserum, co?
- Daruj sobie - parsknął w odpowiedzi brunet. - Nie wydałbym nikogo przydatnego. Czas się pogodzić z faktem, że twoja nielegalna działalność była do odstrzału.
Chester obrócił się nagle i czymś zainteresowany odszedł kilka kroków dalej. Francis zobaczył drobną dziewczynę z emblematami Rogatego Węża na granatowym mundurku. Przysłuchiwał się chwilę wymianie zdań pomiędzy nią a Chesterem, który jednak po kilku zdaniach ulotnił się obdarzając jednak uprzednio Francisa spojrzeniem mówiącym: Jeszcze cię dopadnę.
Lora. Tak miała na imię dziewczyna, która ostrymi jak brzytwa słowami niemal rozpłatała na pół chudego blondyna. Szkoda tylko, że niemal.
Obydwoje pożegnali się skinieniem głowy i każdy poszedł w swoją stronę, poganiany dzwonkiem oznajmiającym rozpoczęcie się zajęć.
.
Podczas kolacji, Francis czuł, że umiera. Stan ten zawdzięczał Cyan. która zaraz po drugiej lekcji przyczepiła się do niego i wypytywała czy idzie już z kimś na bal. Oczywiście chciała w ten sposób zakomunikować, że ona bardzo chętnie się z nim wybierze. Francis natomiast, zajęty rozmyślaniem jakby tu raz a dobrze pozbyć się Chestera, nieopatrznie i bez wcześniejszego przemyślenia własnych słów rzucił, że owszem, już z kimś idzie. Było to jednak wierutne kłamstwo, którego nie dało się jednak odkręcić nie narażając tym samym na szwank relacji z Cyan.
Francis musiał więc szybko sobie kogoś znaleźć.
Siedząc więc w Holu starał się wybrać z pośród wszystkich uczennic Ilvermorny, tą jedną z którą mógłby się wybrać się na bal.
Ta za brzydka, ta ma chłopaka, ta jest za głupia, myślał. Tej nie lubi Alma, ta nie, ta nie, ta...
Zatrzymał się nagle i postukał palcami w blat stołu. Podjął decyzję.
- Wyglądasz na weselszą niż rano - powiedział Francis przysiadając się do Lory. - Chestera wyrzucili już ze szkoły? Albo nie czekaj, utopił się, prawda?
Dziewczyna siedząca na przeciwko, z burzą jasnych loków opadający na ramiona, zachichotała cicho.
<Lora?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz