czwartek, 15 marca 2018

Od Winony, CD Dirka

obliviate.
Obliviate.
Obliviate.
Winona potrząsnęła energicznie głową starając się tym samym uspokoić spienione fale myśli. 
- Znalazłaś już coś? - odezwał się nagle jakiś głos. Dziewczyna uniosła wzrok i napotkała pytające spojrzenie wciąż bladego jak ściana, Dirka obładowanego ciężkimi tomami.
Ostatnie godziny spędzili w bibliotece ślęcząc nad stertą książek o magicznych stworzeniach i przeczesując całe rozdziały poświęcone istotom potrafiącym zmieniać kształt, ale żaden opis nie pasował do tego co spotkali w podziemiach szkoły.
W ciągu ich poszukiwań, Parrish dał kilka razy subtelnie znać, że nie podoba mu się obecność dwóch wagarowiczów, jednak kiedy zrozumiał, że nie zamierzają wrócić na lekcje mimo jego uprzejmych próśb, rozsiadł się za swoim biurkiem i tylko zerkał na nich ukradkiem z irytacją wymalowaną na twarzy.
- Nie, tu nic nie ma. - W powietrze wzbił się tuman ciężkiego kurzu, gdy Winona z impetem zamknęła czytaną jeszcze chwilę temu, książkę. Dirk zakaszlał głośno i opadł na krzesło obok dziewczyny. Oczy mieli oboje nieco spuchnięte, a Winona wyczuwała nawet pod powiekami drobny piasek. Nie spała dobrze przez ostatnie dni, jakby jej organizm przeczuwał, że to stworzenie wciąż gdzieś grasuje po szkole i tylko czeka by móc kogoś dopaść i rozszarpać.
- Może poszukamy w archiwach szkoły? - zaproponował Dirk.
- O, tak na pewno ktoś zostawił tam notatkę o krwiożerczej bestii z lochów, która wcina skrzaty, żeby każdy uczeń mógł sobie przeczytać o...
- Mam! - krzyknął nagle Dirk i wstał tak gwałtownie, że Winona z donośnych hukiem, spadła ze swojego stołka uderzając przy okazji plecami o stojący obok stół. Przed oczami zatańczyły jej czarne plamki. - Oj, przepraszam. - Pomógł dziewczynie wstać, po czym pognał jak na złamanie karku do Parrisha. - Potrzebuję dostępu do ksiąg zakazanych. - Wyrzucił z siebie, uderzając z impetem o biurko mężczyzny, w którego oczach zapłonęła żądza mordu.
- Za takie zachowanie mogę ci co najmniej załatwić tygodniowy szlaban, Gently - wysyczał.
- Chyba pan nie zrozumiał, to dla nas sprawa życia i śmierci. Najpierw książki, a później może znajdziemy oboje tak z trzy dni na szlaban. Albo może nawet i ze cztery, no nie wiem.
- Gently! - krzyknął Parrish.
- Nie wiem jak będzie z tym testem z transmutacji, a raczej wolałbym się na niego dobrze przygotować.
- Gently! - powtórzył nauczyciel.
- Tak dam panu znać do wtorku, najpóźniej do środy.
Nim Parrish zdążył na dobre stracić swoją cierpliwość i zatłuc Dirka jednym z grubych tomów leżących na jego biurku, Winona wtrąciła się do rozmowy, o ile tę wymianę zdań w ogóle można było takim mianem określić.
- Potrzebujemy książek o magicznych istotach, najlepiej jakiś niebezpiecznych.
Nozdrza Parrisha falowały gniewnie, ale żar wściekłości palący się w jego oczach nieco przygasł.
- A po co wam to? O ile dobrze wiem oboje nie rozszerzacie opieki nad magicznymi stworzeniami.
Zapadła chwila okropnej ciszy wciągu, której Winona i Dirk popatrzyli na siebie z przerażeniem. Co mieli mu niby powiedzieć? Że po szkole biega dziwna istota zajadająca skrzaty? Że to oni ją wypuścili? Nie, już dawno wykluczyli taką możliwość. Nie mogli o tym powiedzieć żadnemu nauczycielowi.
- My... - zaczął niepewnie chłopak.
- Mojego ojca coś zabiło. Jakieś dziwne stworzenie. - Parrish i Dirk obdarzyli Winonę tym samym zdziwionym spojrzeniem. - Chciałabym się w końcu dowiedzieć co to było.
Twarz mężczyzny gwałtownie spoważniała. Odchrząkną znacząco, poprawił marynarkę i jeszcze raz popatrzył na dwoje wagarowiczów.
- Niestety, ale nie dysponuję takimi książkami. Profesor Willoughby trzyma je wszystkie u siebie i rozdaje uczniom z rozszerzenia jeśli zajdzie taka potrzeba. Musicie się więc zgłosić do niego. Może wam pomoże.
Winona i Dirk gwałtownie zbledli.
.

- Chodziło głównie o to że sklątka tylnowybuchowa chyba troszkę boi się zaklęcia aquamenti nawet jeśli jest rzucone przypadkowo i w nią nie skierowane. Chociaż gdyby w podręczniku była o tym jakaś wzmianka to pewnie uważałbym bardziej, a nasz drogi pan profesor nie musiałby hodować sobie nowych brwi - tłumaczył gestykulując z przejęciem, Dirk. Wyszli już z biblioteki i kierowali się właśnie w kierunku dormitoriów. - I tak oto ja i Willoughby nie darzymy siebie nawzajem szczególną sympatią, chociaż w sumie to ja go wciąż lubię, on natomiast mnie już niekoniecznie. 
- Tylko pozazdrościć - skwitowała Winona drapiąc się po karku. 
- A ty nie możesz do niego pójść żeby zapytać o te książki?
- Cóż, nie wiem czy gdybym była nauczycielem to pożyczyłabym coś tak cennego, wagarowiczowi. - Winona zaczerwieniła się nieco. - Opuszczałam każdą możliwą lekcję ONMS.
- Aha, rozumiem. - Dirk niespodziewanie się zatrzymał. - Czyli znów jesteśmy w dupie.
- Wciąż możemy wypytać skrzaty w kuchni, ale ja nie wiem jak do niej trafić.
- Tak się składa, droga koleżanko, że właśnie rozmawiasz z kimś kto wie. - Dirk mrugnął do niej porozumiewawczo i ruszył w przeciwną stronę. - Proszę za mną. 
.

Gdy tylko przekroczyli próg kuchni - ukrytej za lustrem niedaleko klasy do historii magii - wszystkie skrzacie pary oczu zwróciły się wprost na nich. Zamarła głucha cisza, aż nagle jedno ze stworzonek wrzasnęło na całe gardło:
- To Dirk Gently! 
Skrzaty jak na rozkaz chwyciły za różnego rodzaju patelnie, talerze i chochle, a któryś stojący nieco z tyłu usiłował nawet podźwignąć koślawy taboret, po czym stworzenia stanęły w bojowym szyku chroniąc suto zastawiony stół.
- Miło was znowu widzieć - powiedział Dirk szeroko się uśmiechając.
- Złodziej - krzyknął jeden ze skrzatów ubrany w pozszywane ze sobą rękawice do pieczenia.
- Jaki znowu złodziej. Raz w pierwszej klasie zabrałem wam kilka babeczek dyniowych - bronił się Dirk.
- Złodziej i kłamca - nie ustępowało stworzenie.
- No dobra, w drugiej przyszedłem jeszcze po ciasto, ale naprawdę byłem strasznie głodny. To mi uratowało życie, przysięgam.
- Kłamca! - wrzasnęła skrzatka tłukąc z wściekłością drewnianą łyżką w głowę sąsiada.
- To już przecież wszystko - zarzekał się chłopak.
- Dirk - Winona położyła mu rękę na ramieniu. - Może ja będę mówić, co?
- Jak sobie chcesz, ale jak cię oskarżą o coś czego nie zrobiłaś to nie moja wina.
- Potrzebujemy waszej pomocy i nie jest to w żaden sposób związane z jedzeniem jakie przygotowujecie, a raczej z jedzeniem jakim wy się stajecie dla czegoś co grasuje po szkole. - Głos Winony drżał lekko, ale wiedziała, że musi mówić. Skrzaty były ich jedyną nadzieją.

<Dirk?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz