Zanim na ścieżkę padł cień, rozległ się
odgłos lekkich, szybkich kroków na bruku. Bieg. Dirk odwrócił się od podłużnych
śladów na rozmokniętej ziemi i spojrzał z nieskrywanym zdumieniem na zbliżającą
się w jego stronę Winonę, której włosy podskakiwały z każdym krokiem.
-Skrzaty, Dirk! Z kuchni znikają skrzaty!
Chłopak wciągnął gwałtownie powietrze.
Winona dotarła do niego i zatrzymała się z lekkim poślizgiem. Jej oczy były
rozszerzone, a oddech szybki i płytki. Sprawiała wrażenie głęboko poruszonej,
co najwidoczniej udzieliło się Dirkowi.
-Myślisz, że ktoś usłyszał tę historię o karmelkach?
Nie chciałem nikomu zaszkodzić.
-Że co? Nie, Dirk, posłuchaj. - Złapała go za ramiona
zmuszając Dirka, do spojrzenia sobie w oczy. Spojrzał niepewnie na zaciśnięte
dłonie, a potem skrzyżował spojrzenie z Winoną.
-Yates ma kota, ogromnego jak pies, czarnego. - Nie
mogła powiedzieć czegoś, czym jeszcze bardziej zbiłaby chłopaka z tropu. niósł
brwi, przechylił głowę i pozwolił, by niepewny uśmiech błąkał się po wargach
-Pozostaje mu tylko gratulować.
Winona wydała z siebie całkowicie
usprawiedliwiony jęk ulatującej cierpliwości. Czy to pod wpływem owego dźwięku,
czy też może nagłego olśnienia, Dirk zbladł gwałtownie. Świadomość, że
cokolwiek widzieli na korytarzu okazało się niegroźnym pupilkiem nauczyciela
zielarstwa zmusiła go do powieżeniu znacznej części swojego ciężaru na
dziewczynie. Zaschło mu zupełnie w ustach i chwilę musiał zastanowić się, co
powinien zrobić w takiej sytuacji.
-To oznacza... - Nie musiał mówić więcej, bo oboje
doskonali znali prawdę, która zaciążyła na nich jak kamień wrzucony do wody.
Cokolwiek widzieli wtedy w podziemiach. Cokolwiek wydawało ten dźwięk nadal był
w Ilvermorny.
▫
Szli w stronę biblioteki. Choć może
bardziej do ich tempa pasowałoby określenie bieg. Lekkie, pośpieszne kroki i
łopot szat były jedynymi dźwiękami, które rozbrzmiewały w opustoszałym
korytarzu. O tej godzinie większość uczniów zajmowała powoli swoje miejsca przy
stołach w Holu żartując i wymieniając się uwagami. Winona i Dirk byli jedynymi
uczniami, bądź jednymi z niewielu, którzy wydawali się nie zważać na zegar
wybijający nieśpiesznie porę posiłku. Czy spodziewali się znaleźć w informacje
na temat żądnej krwi istoty zamieszkującą zapomniane przez los i czarodziei
podziemia pięciusetletniej szkoły – bardzo wątpliwe. Szukali jakichś
odpowiedzi, chociaż nie znali pytań. Co we dwoje mogli tak właściwie zrobić?
Spróbować schwytać to coś, czymkolwiek było? Nawet gdyby udałoby im się wyjść z
tego bez ofiar, gdzie mieliby go ukryć? Na jak długo?
Ze stalową determinacją w oczach patrzyli przed
siebie i być może to sprawiło, że nie zwrócili uwagi na panikę panującą na
obrazach. Zaczarowane postaci nakreślone farbami olejnymi biegły przez swoje
płótna w przeciwną stronę niż w tę, w którą kierowali się Winona i Dirk, i czym
prędzej znikali za ramami sąsiednich obrazów. Jednak nim korytarz zakręcił
rozległ się ten dźwięk.
Brzmiał jak rozdzierane na kawałki mięso,
drące się powoli włókna z mokrym chrzęstem. Odgłos brzmiał jak ten z podziemi,
nie, to był ten odgłos z podziemi – co do tego nie było wątpliwości –, ale
teraz nie dobiegał zza ich pleców, ale z korytarza, którego odnoga kryła się
tuż za zakrętem. Dirk wydał z siebie nieokreślony dźwięk i heroicznie uczepił
się rękawa Winony, która odruchowo wyciągnęła różdżkę. Obrzydliwy dźwięk narastał.
Jakby w każdej chwili na przeciwległe ścianie mógł się pojawić cień. Ale tak
właściwie cień czego? Każdemu rozdarciu towarzyszył kolejny szurający krok,
jakby z każdym jardem to coś zdzierało z siebie tkanki i odrastało je na nowo.
Dirk zrobił krok w tył, ciągnąc za sobą
Winonę. Cokolwiek kryło się za rogiem, bynajmniej nie chciał tego oglądać.
Niespodziewanie korytarz wypełnił jeszcze
jeden dźwięk, na który chłopak i dziewczyna poczuli lodowate dreszcze
przechodzące wzdłuż kręgosłupów. Śmiech i rozmowy.
Coś za ścianą też zamarło, bo dźwięk
rozdzieranego mięsa zamarł. Istota nasłuchiwała.
Trójka uczniów zbliżała się z korytarza na
wprost Dirka i Winony. Chłopak ich nie rozpoznawał, ale wyglądali na
trzecioklasistów. Ich twarze rozjaśniał uśmiech, a w rękach nieśli stos
babeczek dyniowych podwędzonych z Holu. Zza zakrętu dobiegły odgłosy węszenia.
Tamci nie mogli tego słyszeć.
Dirk w osłupieniu patrzył, jak uczniowie
spokojnie zbliżają się do odnogi korytarza. Z każdym krokiem coraz bliżej.
Czuł, że jeśli dotrą do zakrętu, wejdą prosto w stwora. Chłopak musiał coś
zrobić, ale miał wrażenie, że stopy wtopiły się w posadzkę. Czy trzecioklasiści
nie widzieli wyrazu twarzy Winony i Dirka? Próbował krzyknąć, ale nie potrafił
wydobyć z siebie dźwięku.
Odgłos przypominający zgrzyt czegoś
ostrego o kamień. Wybicie się.
-Drętwota!
Głos
Dirka był zachrypły i zabrzmiał piskliwie. Okna odbiły błysk czerwone światła,
które uderzyło w trzecioklasistów. Odrętwiałe ciała nie zdążyły dotknąć ziemi,
zanim z bocznego korytarza wypadło coś.
Było
wysokie. Czarna skóra z ziejącymi ranami prześwitująca między kępkami czegoś na
kształt włosów. Długie nogi z kolanami wygiętymi w odwrotną stronę. I pazury,
które zostawiły głębokie rysy w kamieniu, gdy stwór odbił się i ruszył w stronę
nieruchomych uczniów.
Błysk
światła. Zaklęcie uderzyło w zgarbione plecy istotę, która poślizgnęła się i
przetoczyła po podłodze. Gdy się odwróciła, spojrzenie czarnych, pełnych
nienawiści oczu padło na Winonę. Dziewczyna stała z ręką dzierżącą różdżkę
wyciągniętą przed siebie. Jej oczy płonęły. Osiągnęła swój cel; odciągnęła
uwagę potwora od trzecioklasistów. I skierowała ją na nich.
-Reducto!
Lampa
obok głowy stwora rozpryznęła się na drzazgi. Istota wydała z siebie skiałczący
odgłos. Chwilę później marmurowy cokół poszybował w jej stronę, odpychając ją
na ścianę. Przeszywający wizg wypełnił korytarz. Dirk skulił się, przyciskając
dłonie do uszu. Dźwięk jednak urwał się równie nagle, co rozległ, pozostawiając
po sobie głuche dzwonienie w głowie. Chłopak wyprostował się niepewnie i
zerknął w stronę Winony. Dziewczyna wyglądała na całą, wzrok miała wlepiony w
coś po drugiej stronie korytarza. W nagłym impulsie paniki Dirk podążył za jej
spojrzeniem w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą wiła się przerażająca istota.
Ale przestrzeń między ścianą, a cokołem była pusta. Poczuł zimną gulę
przerażenia gdzieś na wysokości grdyki.
-Co teraz? - zapytał, ale zabrzmiało to słabo. Krew
nadal pulsowała mu w uszach i ledwie słyszał własny głos.
-Chyba trzeba tu posprzątać, zanim zejdzie się tu cała
szkoła. Chłoszczyść.
Drobne
kawałki kamienia posłusznie wróciły na swoje miejsce. Cokół nieśpiesznie
przesunął sie pod ścianę. Skruszony tynk znikł.
-Winona?
-Tak?
Chłopak
wpatrywał się pilnie we własne dłonie, jakby zaraz miały się tam pojawić
odpowiedzi których szukał. Daremnie. Skóra pozostawała taka sama, jak zwykle.
Sucha i naznaczona cienkimi rysami blizn. Wreszcie podniósł wzrok i ze
zmarszczonymi brwiami spojrzał na dziewczynę.
-On zmieniał kształt, prawda? Dlatego wydawał się
taki... niedokończony. Dlatego słychać ten dźwięk.
-Nie wiem. - westchnęła, ale coś w jej głosie kazało
mu przypuszczać, że też nad tym myślała. - Cokolwiek to jest... lepiej, żeby nie
trafiło na nikogo więcej. I musimy ich odczarować.
Z
tymi słowami machnęła niedbale różdżką w stronę nieruchomych trzecioklasistów.
<Winona? :V >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz