środa, 14 marca 2018

Od Dirka, cd. Winony

Zanim na ścieżkę padł cień, rozległ się odgłos lekkich, szybkich kroków na bruku. Bieg. Dirk odwrócił się od podłużnych śladów na rozmokniętej ziemi i spojrzał z nieskrywanym zdumieniem na zbliżającą się w jego stronę Winonę, której włosy podskakiwały z każdym krokiem.
-Skrzaty, Dirk! Z kuchni znikają skrzaty!
Chłopak wciągnął gwałtownie powietrze. Winona dotarła do niego i zatrzymała się z lekkim poślizgiem. Jej oczy były rozszerzone, a oddech szybki i płytki. Sprawiała wrażenie głęboko poruszonej, co najwidoczniej udzieliło się Dirkowi.
-Myślisz, że ktoś usłyszał tę historię o karmelkach? Nie chciałem nikomu zaszkodzić.
-Że co? Nie, Dirk, posłuchaj. - Złapała go za ramiona zmuszając Dirka, do spojrzenia sobie w oczy. Spojrzał niepewnie na zaciśnięte dłonie, a potem skrzyżował spojrzenie z Winoną.
-Yates ma kota, ogromnego jak pies, czarnego. - Nie mogła powiedzieć czegoś, czym jeszcze bardziej zbiłaby chłopaka z tropu. niósł brwi, przechylił głowę i pozwolił, by niepewny uśmiech błąkał się po wargach
-Pozostaje mu tylko gratulować.
Winona wydała z siebie całkowicie usprawiedliwiony jęk ulatującej cierpliwości. Czy to pod wpływem owego dźwięku, czy też może nagłego olśnienia, Dirk zbladł gwałtownie. Świadomość, że cokolwiek widzieli na korytarzu okazało się niegroźnym pupilkiem nauczyciela zielarstwa zmusiła go do powieżeniu znacznej części swojego ciężaru na dziewczynie. Zaschło mu zupełnie w ustach i chwilę musiał zastanowić się, co powinien zrobić w takiej sytuacji.
-To oznacza... - Nie musiał mówić więcej, bo oboje doskonali znali prawdę, która zaciążyła na nich jak kamień wrzucony do wody. Cokolwiek widzieli wtedy w podziemiach. Cokolwiek wydawało ten dźwięk nadal był w Ilvermorny.


Szli w stronę biblioteki. Choć może bardziej do ich tempa pasowałoby określenie bieg. Lekkie, pośpieszne kroki i łopot szat były jedynymi dźwiękami, które rozbrzmiewały w opustoszałym korytarzu. O tej godzinie większość uczniów zajmowała powoli swoje miejsca przy stołach w Holu żartując i wymieniając się uwagami. Winona i Dirk byli jedynymi uczniami, bądź jednymi z niewielu, którzy wydawali się nie zważać na zegar wybijający nieśpiesznie porę posiłku. Czy spodziewali się znaleźć w informacje na temat żądnej krwi istoty zamieszkującą zapomniane przez los i czarodziei podziemia pięciusetletniej szkoły – bardzo wątpliwe. Szukali jakichś odpowiedzi, chociaż nie znali pytań. Co we dwoje mogli tak właściwie zrobić? Spróbować schwytać to coś, czymkolwiek było? Nawet gdyby udałoby im się wyjść z tego bez ofiar, gdzie mieliby go ukryć? Na jak długo?
Ze stalową determinacją w oczach patrzyli przed siebie i być może to sprawiło, że nie zwrócili uwagi na panikę panującą na obrazach. Zaczarowane postaci nakreślone farbami olejnymi biegły przez swoje płótna w przeciwną stronę niż w tę, w którą kierowali się Winona i Dirk, i czym prędzej znikali za ramami sąsiednich obrazów. Jednak nim korytarz zakręcił rozległ się ten dźwięk.
Brzmiał jak rozdzierane na kawałki mięso, drące się powoli włókna z mokrym chrzęstem. Odgłos brzmiał jak ten z podziemi, nie, to był ten odgłos z podziemi – co do tego nie było wątpliwości –, ale teraz nie dobiegał zza ich pleców, ale z korytarza, którego odnoga kryła się tuż za zakrętem. Dirk wydał z siebie nieokreślony dźwięk i heroicznie uczepił się rękawa Winony, która odruchowo wyciągnęła różdżkę. Obrzydliwy dźwięk narastał. Jakby w każdej chwili na przeciwległe ścianie mógł się pojawić cień. Ale tak właściwie cień czego? Każdemu rozdarciu towarzyszył kolejny szurający krok, jakby z każdym jardem to coś zdzierało z siebie tkanki i odrastało je na nowo.
Dirk zrobił krok w tył, ciągnąc za sobą Winonę. Cokolwiek kryło się za rogiem, bynajmniej nie chciał tego oglądać.
Niespodziewanie korytarz wypełnił jeszcze jeden dźwięk, na który chłopak i dziewczyna poczuli lodowate dreszcze przechodzące wzdłuż kręgosłupów. Śmiech i rozmowy.
Coś za ścianą też zamarło, bo dźwięk rozdzieranego mięsa zamarł. Istota nasłuchiwała.
Trójka uczniów zbliżała się z korytarza na wprost Dirka i Winony. Chłopak ich nie rozpoznawał, ale wyglądali na trzecioklasistów. Ich twarze rozjaśniał uśmiech, a w rękach nieśli stos babeczek dyniowych podwędzonych z Holu. Zza zakrętu dobiegły odgłosy węszenia. Tamci nie mogli tego słyszeć.
Dirk w osłupieniu patrzył, jak uczniowie spokojnie zbliżają się do odnogi korytarza. Z każdym krokiem coraz bliżej. Czuł, że jeśli dotrą do zakrętu, wejdą prosto w stwora. Chłopak musiał coś zrobić, ale miał wrażenie, że stopy wtopiły się w posadzkę. Czy trzecioklasiści nie widzieli wyrazu twarzy Winony i Dirka? Próbował krzyknąć, ale nie potrafił wydobyć z siebie dźwięku.
Odgłos przypominający zgrzyt czegoś ostrego o kamień. Wybicie się.
-Drętwota!
Głos Dirka był zachrypły i zabrzmiał piskliwie. Okna odbiły błysk czerwone światła, które uderzyło w trzecioklasistów. Odrętwiałe ciała nie zdążyły dotknąć ziemi, zanim z bocznego korytarza wypadło coś.
Było wysokie. Czarna skóra z ziejącymi ranami prześwitująca między kępkami czegoś na kształt włosów. Długie nogi z kolanami wygiętymi w odwrotną stronę. I pazury, które zostawiły głębokie rysy w kamieniu, gdy stwór odbił się i ruszył w stronę nieruchomych uczniów.
Błysk światła. Zaklęcie uderzyło w zgarbione plecy istotę, która poślizgnęła się i przetoczyła po podłodze. Gdy się odwróciła, spojrzenie czarnych, pełnych nienawiści oczu padło na Winonę. Dziewczyna stała z ręką dzierżącą różdżkę wyciągniętą przed siebie. Jej oczy płonęły. Osiągnęła swój cel; odciągnęła uwagę potwora od trzecioklasistów. I skierowała ją na nich.
-Reducto!           
Lampa obok głowy stwora rozpryznęła się na drzazgi. Istota wydała z siebie skiałczący odgłos. Chwilę później marmurowy cokół poszybował w jej stronę, odpychając ją na ścianę. Przeszywający wizg wypełnił korytarz. Dirk skulił się, przyciskając dłonie do uszu. Dźwięk jednak urwał się równie nagle, co rozległ, pozostawiając po sobie głuche dzwonienie w głowie. Chłopak wyprostował się niepewnie i zerknął w stronę Winony. Dziewczyna wyglądała na całą, wzrok miała wlepiony w coś po drugiej stronie korytarza. W nagłym impulsie paniki Dirk podążył za jej spojrzeniem w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą wiła się przerażająca istota. Ale przestrzeń między ścianą, a cokołem była pusta. Poczuł zimną gulę przerażenia gdzieś na wysokości grdyki.
-Co teraz? - zapytał, ale zabrzmiało to słabo. Krew nadal pulsowała mu w uszach i ledwie słyszał własny głos.
-Chyba trzeba tu posprzątać, zanim zejdzie się tu cała szkoła. Chłoszczyść.
Drobne kawałki kamienia posłusznie wróciły na swoje miejsce. Cokół nieśpiesznie przesunął sie pod ścianę. Skruszony tynk znikł.
-Winona?
-Tak?
Chłopak wpatrywał się pilnie we własne dłonie, jakby zaraz miały się tam pojawić odpowiedzi których szukał. Daremnie. Skóra pozostawała taka sama, jak zwykle. Sucha i naznaczona cienkimi rysami blizn. Wreszcie podniósł wzrok i ze zmarszczonymi brwiami spojrzał na dziewczynę.
-On zmieniał kształt, prawda? Dlatego wydawał się taki... niedokończony. Dlatego słychać ten dźwięk.
-Nie wiem. - westchnęła, ale coś w jej głosie kazało mu przypuszczać, że też nad tym myślała. - Cokolwiek to jest... lepiej, żeby nie trafiło na nikogo więcej. I musimy ich odczarować.
Z tymi słowami machnęła niedbale różdżką w stronę nieruchomych trzecioklasistów.
<Winona? :V >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz