- Możemy, jeśli chcesz, dać to zaklęcie z piorunem, wstęp skrócimy do trzech minut, ale za to pokarzemy nasze patronusy. Radzę się zgodzić na taką ofertę, bo korzystniejsza już dla ciebie nie będzie. - Nie owijała w bawełnę. Uwagę Finnicka przyciągnęło jednak coś innego niż jej -mimo wszystko- zaskakująca bezpośredniość.
- Masz liście we włosach, Winnie.
I faktycznie, miała. Słysząc jego słowa zaczęła nerwowo wyszarpywać szczątki roślin z pomiędzy czerwonych loków, tym samym wplątując je tylko jeszcze bardziej. Złość Finnicka zaczęła powoli ustępować gdy przypomniał sobie, ile rozrywki może dostarczyć ta dziwaczna osóbka. W końcu poddała się i zastygła w miejscu, daremnie starając się ukryć pokrywający ją rumieniec, na co Finnick zareagował pełnym politowania uśmiechem. W tej chwili Winona była już czerwona jak burak.- Gdzie ty byłaś? - spytał, trochę ze śmiechem, trochę z pretensją.
- Czy to ważne? - mruknęła defensywnie, na co Finnick westchnął z poirytowaniem. Skrzyżował ramiona na piersi i odchylił głowę do tyłu, zamykając oczy. Spokój. Chyba nikt mu tak nie działał na nerwy. Mimo to wiedział, że tej walki niestety nie wygra.
- No dobrze, z liśćmi czy bez na pewno dasz radę kontynuować naszą prezentację. Nie chcę cię martwić, ale nawet nie masz pojęcia ile mamy roboty. Więc chyba jednak powinnaś się martwić.
- Wybacz. - wymamrotała od niechcenia, wciąż jeszcze zaczerwieniona. Pokręciłem głową z dezaprobatą. Tlący się jeszcze przed chwilą ogień konwersacji -marnie bo marnie, ale to i tak już coś- wygasł kompletnie, ustępując znów wymownej ciszy, zaskakująco typowej dla ich spotkań. Ku uldze chłopaka stagnację przerwał ostry dźwięk dzwonka i pośpieszne kroki setek trampek, szpilek i lakierowanych butów.
- Audytorium, po kolacji - rzucił stanowczo, odchodząc już powoli w kierunku nawołujących go znajomych. Dziewczyna skinęła tylko głową, po czym ruszyła w głąb pustego korytarza. Bóg tylko wie, gdzie ona się podziewa. Finn jednak postanowił sobie, że nie będzie się tym przejmował choćby na chwilę, toteż wzruszył tylko ramionami i powrócił do żywej konwersacji na temat skutków ubocznych karmelków gorączkowych.
*
Finn opadł na ziemię, ocierając czoło z kropli potu i szczerząc się do siebie jak dzieciak. Opłynął go stan kompletnej ekstazy, a płytki oddech, drżące nogi i zawroty głowy dawały mu, co dziwne, poczucie nieziemskiej satysfakcji. Uchylił powiekę i spojrzał na dziewczynę opierającą się o ścianę po drugiej stronie sali, dyszącą ciężko, o oczach szerokich jak spodki.
- Niezła jesteś, ruda. - powiedział przez chrypę, wciąż szczerząc się jak ostatni pajac. I może to zwykłe majaki, ale wydawało mu się, że zarejestrował u dziewczyny niewielki uśmiech. Szybko jednak odgonił tą myśl, uważając ją za mało wiarygodną.
- To jeszcze nie koniec. - wydyszała, podnosząc z ziemi zrzuconą wcześniej pelerynę. - Wiesz, co trzeba jeszcze zrobić.
Uśmiech momentalnie zszedł z jego twarzy. To, że pomysł mu nie odpowiadał to zdecydowanie mało powiedziane. I tak, oczywiście - rozumiał bardzo dobrze, dlaczego ludzie uważają jego patronusa za niesamowitą atrakcję, ale to nie znaczy, że wolno bez wyrzutów robić z niego publiczne widowisko. Mimo narastającej frustracji wstał i z niechętną miną, ponaglany spojrzeniem Winony rzucił niesławne zaklęcie. Białe światło wypłynęło z dębowej różdżki i skumulowało się tuż pod sklepieniem sali, przybierając w końcu kształt potężnego, skrzydlatego gada. O dziwo, na twarzy dziewczyny nie ukazał się ani zachwyt, ani podziw, ani nawet przerażenie. Podczas gdy smok szybował nad ich głowami, ona przyglądała mu się uważnie, analizując go z zafascynowaniem. W końcu zwierz sfrunął niżej i przeleciał między nimi ze spektakularnym impetem, po czym rozmył się. Finnick schował dłonie w kieszeniach i spojrzał przez okno, starając nie dać po sobie poznać niezadowolenia.
- Wystarczy? - rzucił beznamiętnie w stronę dziewczyny.
<Winnie?>
- Wystarczy? - rzucił beznamiętnie w stronę dziewczyny.
<Winnie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz