-E tam, jaka żałosna. – Żachnął się Dirk i zaczął klepać
się po klapach wściekle żółtej marynarki. – Co najwyżej nieco niefortunna -
złapał spojrzenie Winony i szybko się zreflektował. - Cóż, wyjątkowo
niefortunna. Ale są też i dobre strony bycia pechowym, jestem pewien.
Odpowiedziało mu tylko pełne powątpiewania prychnięcie.
Wreszcie z butonierki wydostał zdecydowanie niedopasowaną
płócienną chusteczkę. Kolorem przypominała piwo kremowe za wyjątkiem
zielonkawej fastrygi i bladych groszków o równie wątpliwej barwie. W rogu
niewprawną ręką wyhaftowane były cztery litery: t. b. d. g. Gently wręczył ją
Winonie z uśmiechem. Dziewczyna skinęła głową z wdzięcznością i przyłożyła
sobie chusteczkę do policzka.
-Jak bawiłaś się podczas przebieżki po dachu? –
Zmarszczył brwi. – Czasami każdemu może brakować ruchu, ale przyznam, że to
intrygujący wybór miejsca na trening.
Winona zacisnęła usta w wąską kreskę i zmierzyła go
czujnym spojrzeniem. Na widok jej miny, Dirk uniósł brwi.
-Skrzypłocz znalazł kryjówkę Przyczajacza. – Gently
skrzywił się na sam dźwięk imienia skrzata. – Widziałam ją.
Głęboki oddech i ręce splecione na piersi były jedynymi
oznakami zdenerwowania. Podobnie jak posiniaczone kolana i dwa drobne listki,
które uchroniły się przed wyciągnięciem były ostatnimi śladami po skoku z dachu
zamku. Jak na kogoś biegającego parę chwil wcześniej po dachówkach paręnaście
metrów wyżej wyglądała na niezwykle spokojną nie licząc bujania na piętach.
Jednak spojrzenia kierowane w stronę chichoczących uczennic sprawiały, że
Winona wyglądała na niepocieszoną. Niezręcznie poklepał ją po dłoni.
-Nauczyciele ją znaleźli. Kryjówkę znaczy. – Zwróciła się
ponownie do Dirka i wystukała palcami niezidentyfikowany rytm na swoich ramionach.
– A to oznacza, że zacznie się dociekanie i pytania. Takie coś przecież nie
mogło wziąć się znikąd.
-Może uznają, że sam się uwolnił? – Głos chłopaka
pęczniał optymizmem. Winona pokręciła głową. Dirk mimowolnie zauważył, że w
świetle padającym od strony zamku rzęsy rzucają długie cienie na jej policzki.
-Dlaczego miałby to zrobić dopiero teraz? Mogą odkryć, że
to nasza wina.
Moja wina, poprawił ją gorzko Dirk, ale nie powiedział
tego na głos. I tego durnego elksiru. I tajnego przejścia. Ale głównie moja.
Minęli ich kolejni wystrojeni uczniowie. Zabójczo wysokie
obcasy stukały o zimne płyty, którymi były wyłożona ścieżka do Holu. Dirk
podążył wzrokiem za skrzącym się pochodem aż po masywne dwuskrzydłowe drzwi
prowadzące do wnętrza zamku.
-Och. – wymsknęło się Gently’emu. Spojrzał na budynek, a
potem na towarzyszkę. Następnie znowu na zamek i znowu na Winonę. Jego ręka
zatoczyła szeroki łuk, kiedy zgiął się i teatralnym gestem podał ją dziewczynie
Nagrodą za przerysowanie okazały się iskierki rozbawienia w zielononiebieskich
oczach i drobna dłoń wsunięta pod ramię. Tak, odprowadzani spojrzeniami,
dołączyli do innych uczniów zmierzających w stronę Holu.
Ogromne odrzwia zostały otwarte na oścież i wlewał się
przez nie strumień balujących. Wokół unosił się intensywniejszy niż zwykle
zapach palonych świec, tym razem zmieszany z kadzidłem o niezidentyfikowanej,
ale ożywczej woni. Oprócz szeroko otwartych wysokich okien, przez które
napływało chłodne podmuchy młodej wiosny, owo kadzidło było jedynym, co
powstrzymywało duchotę i zapach tłumu przed przejęciem władzy absolutnej nad
powietrzem w sali mimo strzelistego sufitu i uduszeniem zebranych na miejscu.
Wśród dominującej czerni i szarości sukienek i szat
wyjściowych, Winona i Dirk wyglądali jak kanarki, które ktoś wrzucił między
wrony. Podobnie jak kolor sukienki Winony, żółć marynarki Gently’ego sprawiała
wrażenie, jakby jarzyła się w półmroku. Dotarli na pozostającą w ciągłym ruchu
granice parkietu, za którą las mniej lub bardziej poplątanych nóg wirował i
przemieszczał się w zastraszającym tempie. Gdzieś na prawo od nich brzmiała
dudniąca muzyka, ale – wbrew obawom – nie tak głośna i pozbawiona melodii, że
nie można by było pokiwać się w miarę spokojnie w jej rytm.
Widok przydeptywanego eleganckiego mokasyna wywołał
mimowolny grymas na twarzy Dirka. W myślach złożył kondolencje palcom ofiary.
Czując za plecami falowanie tłumu uczniów, którzy chcieli przedostać się na
parkiet, szybko rozejrzał się w poszukiwaniu w miarę bezpiecznego miejsca i
obiecywanego stolika z przekąskami.
Szturchnął Winonę w ramię.
-Tam chyba jest…
Zdanie przerwało mu gwałtowne popchnięcie od tyłu, prosto
w kotłowaninę ciał, pełną poufałości i nadmiaru obcasów depczących nikomu
niezawinione mokasyny. Dirk został wessany przez wartki strumień. Kręcił się
wokół własnej osi, przepychany od jednej grupki do kolejnej coraz szybciej wraz
ze wzrastającym tempem dudnienia. Wreszcie, potykając się o czyjeś sznurowadła,
zdołał wyrwać ze skłębionej masy i stanąć tak, żeby ograniczyć kontakt fizyczny
z innymi czarodziejami do minimum. Znalazł się w wirującym kole na środku
parkietu, w oku cyklonu. Najwidoczniej nie on jeden – Winona z irytacją
wypisaną na twarzy usunęła się z drogi wirującej parze i stanęła obok niego.
-Uwielbiam taką atmosferę – krzyknęła z kwaśną nutą w
głosie, który ledwo wybijał się ponad hałas. Odgarnęła włosy za ucho i
rozejrzała się, szukając drogi ucieczki między tańczącymi. Zanim jednak zdążyła
zlokalizować prześwit, poczuła, że ktoś, a konkretnie Dirk Gently, bierze ją za
ręce i zaczyna bujać tam i z powrotem w takt muzyki, zupełnie ignorując
przerażony wzrok Winony. Nucąc głośno melodię, która i tak ginęła w muzyce chłopak
pociągnął swoją mimowolną partnerkę, której protesty albo nie słyszał, albo
postanowił puścić mimo uszu, do tańca. Ten polegał w większości na kręceniu
kółek, ignorowaniu nadepniętych palców i okręcaniem Winony, która w
przeciwieństwie do Dirka, nie wyglądała na szczególnie szczęśliwą.
•
Z ust Winony wyrwało się ciche
przekleństwo, kiedy poncz nalewany nieco drżącą ręką polał jej się po dłoni.
Oblizała ją szybko. Smakowała wiśnią i karmelkami z Miodowego Królestwa. Kiedy
obejrzała się na Dirka, ten stał skonsternowany przed monstrualną piramidą butelek
nieopatrzonych etykietkami. Napój migotał i zmieniał barwy z jednego jaskrawego
koloru na drugi.
-To głupi pomysł – podpowiedziała Winona,
patrząc z powątpiewaniem, jak chłopak bierze jedną z butelek do ręki, otwiera
zaklęciem – bo wyważenie kapsla mogło skończyć się ofiarami – i ostrożnie
wącha.
-Nie wygląda podejrzanie.
-Masz rację, budzi równie wiele zaufania, co sklątka
tylnowybuchowa.
Dirk zachichotał, ale ku niedowierzaniu Winony, wychylił
butelkę w momencie, kiedy napój zabarwił się na tę samą barwę, co jej sukienka.
Dwoje czarodziei zamarło, jakby Gently mógł w każdym momencie zgiąć się w pół i
do wtóru agonalnych jęków osunąć na podłogę.
W tym momencie Winona wybuchła śmiechem.
-Twoje usta – zdołała wydusić między płytkimi oddechami. Zrzucając
po drodze parę sztućców i zaczepiając szatą o fontannę z czekolady i niezwykle ruchliwą
figurką kupidyna, Dirk okręcił się wokół własnej osi w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby
posłużyć w charakterze lustra. Wreszcie jego wzrok padł na srebrną tacę.
Odgarnął na bok babeczki dyniowe i uniósł prowizoryczne zwierciadło na wysokość
twarzy. Z odbicia patrzył na niego Dirk numer dwa z okiem karykaturalnie
powiększonym nierównościami tafli i prawym uchem odstającym jeszcze bardziej
niż zwykle.
Przeniósł wzrok na
swoje wargi, które przybrały mocny, jasnobłękitny kolor.
-Pasują ci
-Serdeczne dzięki. – Uśmiechnął się promiennie. – Może powinienem
rozważyć ten kolor na stałe. Podkreśla mi oczy.
Spróbował zetrzeć zabarwienie rękawem marynarki, ale
pozostawił tylko na materiale zieloną plamkę w kształcie serduszka.
-Może wodą zejdzie? Chodź. – Winona z rozbawieniem
wypisanym na twarzy pociągnęła go w stronę korytarza, ale o krok od progu
stanęła jak wryta. Dirk rozejrzał się, szukając powodów nagłej utraty humoru,
aż wreszcie jego wzrok padł na coś, na co patrzyła dziewczyna. Na głębokie wyżłobienia
w kamiennej posadzce tuż przy wejściu do Holu. Ślady pazurów.
<Winona? :V>